wtorek, 31 grudnia 2013

A bo wy wszyscy jesteście tacy sami..!

Nie, to nie mój manifest feministyczny, to tytuł nowego singla Stromae.
O Stromae pisałam już przy okazji wydania nowej płyty w czerwcu, która od tamtej pory w całej Francji/Belgii/francuskojęzycznej Kanadzie pobiła wszystkie rekordy. Po fenomenalnych występach z Formidable - której absolutnie nie da się przetłumaczyć, gra slow przypomina te gry slow u Brela - Stromae bywa nazywany Brelem XXI wieku -

 i z Papaoutai ...

i po tysiącach coverów Papaoutai....

Stromae wypuścił nowy singiel ze swoim alter ego.
Swoim alter ego kobiecym dodajmy...

Vous les hommes z'êtes tous les mêmes
Macho mais cheap
Bande de mauviettes infidèles
Si prévisibles..
Non je ne suis pas certaine..
que tu m'mérites
Z'avez d'la chance qu'on vous aime
Dis-moi " Merci! " 

Rendez-vous, rendez-vous, rendez-vous au prochain règlement
Rendez-vous, rendez-vous, rendez-vous sûrement aux prochaines règles

 Cette fois c'était la dernière
Tu peux croire que c'n'est qu'une crise
Matte une dernière fois mon derrière,
 il est à côté de mes valises
Tu diras " Au revoir " à ta mère,
elle qui t'idéalise
Tu n'vois même pas tout c'que tu perds
Avec une autre ce serait pire
Quoi toi aussi tu veux finir maintenant ?
C'est l'monde à l'envers !
Moi j'le disais pour t'faire réagir seulement..
toi t'y pensais 

Facile à dire, je suis gnangnan
Et que j'aime trop les bla bla bla
Mais non non non, c'est important
Ce que t'appelles les ragnagnas
Tu sais la vie c'est des enfants
Mais comme toujours c'est pas l'bon moment

Ah oui pour les faire là tu es présent

Mais pour les élever y'aura qu'des absents
Lorsque je n'serais plus belle
Ou du moins au naturel
Arrête je sais que tu mens
Il n'y a que Kate Moss qui est éternelle
Moche ou bête, c'est jamais bon !
Bête ou belle, c'est jamais bon !
Belle ou moi, c'est jamais bon !
Moi ou elle, c'est jamais bon ! 

Wy, mężczyźni jesteście wszyscy tacy sami.
Maczo, ale tani.
Banda niewiernych mięczaków.
Tacy przewidywalni.
Nie, nie jestem pewna,
czy zasługujesz na mnie.
Jesteście szczęśliwcami, że Was kochamy.
 Śmiało, podziękuj mi.

Spotkanie, spotkanie, spotkanie po następnej ugodzie.
Spotkanie, spotkanie, spotkanie na pewno podczas kolejnej miesiączki.

Przysięgam, że to koniec, to był ostatni raz.
Możesz mówić, że to tylko kryzys
Rzuć ostatni raz okiem na mój tył,
Juz jest obok moich walizek
Pożegnaj ode mnie swoją mamusię,
która Cię idealizuje.
Nie masz pojęcia co tracisz.
Wierz mi, będzie Ci gorzej z każdą inną.
Co?! Ty też chcesz zakończyć to teraz?
Nie zrozumieliśmy się.
Ja tylko tak mówiłam, bo chciałam, żebyś zareagował A Ty właściwie myślałeś o tym

Łatwo powiedzieć, że jestem niedorajdą
I lubię dużo bla bla bla
Ale nie, nie, nie. Ważne jest to
co nazywasz „ragnagnas”
Wiesz, życie jest po to, żeby mieć dzieci.
Ależ oczywiście znowu, to nie jest dobry moment.
Ach, oczywiście, że jesteś obecny, kiedy się je robi,
Ale kiedy wychowuje, to już nie.
 Kiedy nie będę dłużej piękna
A przynajmniej naturalna.
Jasne! Wiem, że kłamiesz
Tylko Kate Moss jest nieśmiertelna.
Brzydka lub głupia – to nigdy nie jest dobre!
Głupia albo piękna –to nigdy nie jest dobre!
Piękna albo ja –to nigdy nie jest dobre!
Ja albo ona –to nigdy nie jest dobre!
No i wszystko wiadomo...

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Warto być Polakiem na Twitterze

Zakładając na początku 2009 roku Twittera za namową mojej rówieśniczki, piosenkarki Izy Lach, poznanej na... Myspacie, by śledzić Johna Mayera, nie spodziewałam się, że czeka mnie aż tak duża przygoda związana dopiero od niedawna ze środowiskiem polskiej części.
Założyłam Twittera, gdy - wydawało mi się tak przynajmniej - mało Polaków miało tam konto. Patrząc dziś na moje pierwsze twitty, wiem jak zaniżałam poziom pisząc o tym że pada deszcz, czy za oknem hałasuje festyn, czy wrzucając cytaty z piosenek artystów anglojęzycznych... ale głównie francuskojęzycznych. Od wielu lat moją wielką miłością - czasami z wzajemnością, czasami nie... - jest język francuski i kultura frankofońska - głównie muzyka będąca na czele list przebojów we Francji. I po tym jak zrozumiałam jak się "śledzi", "ćwierka", zaczęłam szukać artystów z Myspace, Facebooka na Twitterze. We Francji boom na Twittera też niedawno dopiero wybuchł, ale za to z Quebecu,z którego też pochodzi kilku artystów, których lubię, już wtedy było kilka osób. I szczerze? 1) Wystarczyło im powiedzieć, w języku angielskim bądź francuskim - na francuskich działa tylko francuski ;-) - że zna się ich piosenkę i słucha się ich...z Polski. Na Myspacie, gdy wykorzystywałam argument kraju, raczej słabe robiło to wrażenie.. Może też dlatego że moja znajomość języka była zdecydowanie niższa też. Dopiero na Twitterze, gdzie kontakt był bliższy, gdy artyści sami odpisywali w krótkich tekstowych wiadomościach, doceniłam swoje pochodzenie. Słówko Poland/Pologne sprawiało - i do dziś nadal sprawia - na artystach francuskojęzycznych duże wrażenie. Gabrielle Destrosmaisons, Lucy z musicalu Dracula, entre l'amour et la mort, była jedną z pierwszych które zachwyciły się Polską. Julie Zenatti, Fleur-de-Lys z pierwszej wersji musicalu Notre Dame de Paris, napisała mi że zawsze chciała zaśpiewać w Polsce, a gdy odpisałam że chętnię ją ugościmy, napisała że zaśpiewa w moim salonie. Znana u nas kanadyjska piosenkarka Natasha St-Pier (Un ange frappe a ma porte, Tu trouveras) ostatnio napisała, że chce wraz ze swoim nowym projektem - śpiewanymi tekstami św. Teresy z Lisieux - chociaż na chwilę wpaść do Polski, bo bardzo miło wspomina swój pobyt w Warszawie. Jeśli Natasha przyjedzie, możecie dziękować mnie :)
Czyli po pierwsze, w sumie chyba jedyne najważniejsze: interakcja. Żeby się wyróżnić jeszcze dodatkowo, bo czasami słowo Poland łatwo się rozmywa w morzu "mentions",2) warto stawiać na jakość. Bo co da naprawdę słaby tweet: I love you, please follow me! gdy można zachęcić jakąś błyskotliwą reakcją na to co dana osoba pisze, czy co się dzieje w jej życiu, czy to prywatnym, czy zawodowym, na reakcję. Jeśli widzę, że dany Artysta jest akurat online, czy po prostu niedawno coś napisał, warto do niego napisać z komentarzem, i emotikonką. Można być pewnym, że wzbudzi taki tweet reakcję. A po co psuć sobie dzień złymi emocjami? 3) Nie warto wdawać się w kłótnie z artystami, czy ich fanami, których się nie lubi. Po co? Owszem, poćwiczyć można tym znajomość przekleństw, ale po jeszcze wkurzyć się w cyberprzestrzeni, gdy w pracy czy na uczelni znajomi wystarczająco psują nastrój?
4) Nie zaszkodzi też napisać swoją wiadomość poprawnie. Wprawdzie akurat piosenkarze nie są purystami językowymi, a znajomi z zagranicy poprawią, a czasami nawet jakiś Twitterowy bot automatycznie wygeneruje wiadomość o błędzie, ale warto się starać. Tu nie liczy się ilość, tylko jakość i na te 140 znaków warto się postarać. Dlatego, mając nawet tylko Google Translate na podorędziu, warto sprawdzić w słowniku czy dane słowo jest poprawne, czy szyk zdania jest dobry. Tym samym, też czytając twitty osób zza granicy, można, nawet bez dużej naszej wiedzy, łapiemy język.. nawet bez wyjeżdżania z kraju. A nuż ktoś z zagranicy też postara się do nas odpisać w naszym języku? Ja mam dużą frajdę jak ktoś, nawet z błędami, napisze do mnie "buziaki" :)
Reakcję zupełnie nieznajomych osób zza granicy, za to czasami bardziej interesujących od artystów, można przyciągnąć 5) komentując wydarzenia oglądane w danym kraju. Ja mam specyficzny gust, nie lubię oglądać polskich wersji programów rozrywkowych typu Mam talent, za to w jury i francuskiego, i belgijskiego The Voice są artyści których lubię. Znajduję stream telewizji w Internecie, i wraz z Francuzami spamuję TL moich obserwujących przemyśleniami na temat talentów we francuskiej edycji. I jeśli otaguję to hashtagiem #thevoice, mój tweet widzą Francuzi i wchodzą w interakcję, czy retwittują mój twitt.. jeśli oczywiście spodoba im się. Tym samym można poznać naprawdę ciekawe osoby.. a potem poznać je na żywo. Myspacowe, Facebookowe i Twitterowe przyjaźnie warto przenosić do "prawdziwego" życia. Moją pasją jest też piłka nożna, a zwłaszcza klub FC Barcelona. Moi polscy znajomi nie są zbyt zachwyceni, gdy z hashtagiem #fcblive spamuję ich informacjami o pięknej, kolejne bramce Leo Messiego, ale za to ja się cieszę gdy dostaję reakcję znajomego z Anglii, który też jest wniebowzięty podaniem Iniesty, czy dziewczyny ze Szwajcarii, która znowu narzeka na włosy Cesca Fabregasa.
Na slawistyce - sla-wi-sty-ce - czyli filologii chorwackiej - ciężko było mi znaleźć portale związane z nauką języka. Jednak, dzięki stronom związanych z portalami takimi jak nasza wp.pl, czyli jutarnji.hr czy słoweński dnevnik.si, które już od 2009 są na Twitterze, tuż po opublikowaniu informacji wiem o niej,6) mogę kliknąć dalej link by przeczytać dłuższy artykuł i poszerzyć swoją wiedzę o świecie i znajomość języka. A Jutarnji na jakąś moją reakcję też zaczął mnie śledzić. Czyli - interakcja = reakcja. :)

Dlatego nie wolno się bać śledzić kilku osób więcej, czytać 140 znaków nie tylko w języku polskim, czy pisać w innym języku, nawet narażając się na zdziwione twitty Polaków. Moje Twitter to moje konto, i tylko i wyłącznie, i nawet tracąc dwóch obserwowanych z Polski, można zyskać 5 nowych znajomych spoza kraju. A czy warto? Pokaże wycieczka do kraju i darmowy przewodnik po np. Paryżu znający miasto jak własną kieszeń :)


@margotana 

sobota, 15 czerwca 2013

Papaoutai, czyli fenomenalny powrót Stromae

Paul van Haver, czyli nieznany bliżej belgijski artysta pod pseudonimem Stromae, w 2010 roku zaskoczył wszystkich, gdy jego piosenka Alors on danse stała się hitem we wszystkich klubach we Francji i była grana w prawie całej Europie. Szczerze? Wtedy uważałam, że nic w niej nie ma szczególnego. Dziwny teledysk, powtarzana 5000 razy fraza: Więc tańczymy, nie przemawiała do mnie. Dopiero po jakimś czasie zaczęłam doceniać tekst.  Bo jak melorecytuje Stromae:
Kto powiedział studia, mówi praca Kto powiedział robota, mówi forsa
 Kto powiedział pieniądze, mówi wydatki Kto powiedział kredyt, mówi długi
 Kto powiedział długi, mówi komornik
Mówi najbliżsi, mówi smutki; bo problemy nie przychodzą bez niczyjej pomocy
  Kto powiedział zmęczenie, mówi obudź się jeszcze wcześniej.
Więc zapominamy o problemach
 Więc tańczymy!
I tak sobie mówisz że to już koniec; bo dalej jest juz tylko śmierć
 I myślisz sobie, że wytrzymasz, bo już nic się nie wydarzy, ale stanie się jeszcze wiele!
W tym roku Stromae powraca. Nie byle jak. Tym razem, mnie ujął od pierwszego single - Papaoutai. 


Dites-moi d'où il vient,
Enfin je saurais où je vais,
Maman dit que lorsqu'on cherche bien,
On finit toujours par trouver,
Elle dit qu'il n'est jamais très loin,
Qu'il part très souvent travailler,
Maman dit "travailler c'est bien",
Bien mieux qu'être mal accompagné, pas vrai ?

Où est ton papa ?
Dis-moi où est ton papa.
Sans même devoir lui parler,
Il sait ce qui ne va pas,
Ah sacré papa,
Dis-moi où es-tu caché ?
Ca doit faire au moins mille fois que j'ai
Compté mes doigts,

Où t'es papa où t'es ?
Où t'es papa où t'es ?
Où t'es papa où t'es ?
Où t'es où t'es où papa, où t'es ?

Quoi qu'on y croit ou pas,
Y aura bien un jour où on y croira plus,
Un jour ou l'autre on sera tous papa,
Et d'un jour à l'autre on aura disparu,


Serons-nous détestables,
Serons-nous admirables,
Des géniteurs ou des génies,
Dites-nous qui donnent naissance,aussi responsables,
Ah dites-nous qui tient,

Tout le monde sait comment on fait les bébés
Mais personne sait comment on fait des papas,
Monsieur JeSaisTout on aurait hérité, c'est ça...
Faut sucer que son pouce ou quoi,
Dites-nous où c'est caché, ça doit
Faire au moins mille fois qu'on a bouffé nos doigts,

Où t'es papa où t'es ?
Powiedzcie mi, skąd on pochodzi
W końcu dowiem się, dokąd ja idę
Mama mówi, że jeśli dobrze szukamy
Zawsze uda nam się znaleźć
Ona mówi, że on nigdy nie jest daleko
Że bardzo często chodzi do pracy
Mama mówi 'dobrze jest pracować'
Lepiej niż być w złym towarzystwie, nieprawdaż?

Gdzie jest twój tata?
Powiedz mi, gdzie jest twój tata
Nawet bez konieczności rozmowy z nim
On wie, co jest nie tak
Oh, na Boga tato
Powiedz mi, gdzie się schowałeś?
To musi być co najmniej tysiąc razy,
kiedy liczyłem na palcach

Gdzie jesteś, tato, gdzie jesteś?
Gdzie jesteś, tato, gdzie jesteś?
Gdzie jesteś, tato, gdzie jesteś?
Gdzie jesteś, gdzie jesteś, gdzie tato, gdzie jesteś?
Czy wierzymy w to czy nie
Ale dobrze będzie w dniu, w którym uwierzymy w to bardziej
Tego czy innego dnia wszyscy będziemy ojcami
I tego czy innego dnia znikniemy
Czy będziemy znienawidzeni
Czy będziemy uwielbiani
Starymi czy geniuszami
Powiedzcie nam, ci, co dają życie również są odpowiedzialni Oh, powiedzcie nam kto się opiekuje nami?

Wszyscy wiedzą, jak się robi dzieci
Ale nikt nie wie, jak być ojcem
Bycie panem 'WszystkoWiem' jest dziedziczne, więc to tak...
Trzeba ssać swój kciuk czy jak?
Powiedz nam gdzie to się schowało
Potrzeba co najmniej tysiąc razy, żebyśmy obgryźli paznokcie


Gdzie jesteś, tato, gdzie jesteś?
Dodajmy do tekstu absolutnie genialny teledysk, i mamy kolejny hit lata już na samym początku czerwca.

sobota, 1 czerwca 2013

La Corrida

Do niektórych tekstów nie warto dużo pisać. Wiedzcie tylko, że Francis Cabrel działa na scenie francuskiej od lat 70. To bard muzyki francuskojęzycznej. Ze swoją gitarą, charakterystycznym głosem i pięknymi mądrymi tekstami każdy jego album ma zagwarantowany sukces. Posłuchajcie, poznajcie tekst do La corrida.



Depuis le temps que je patiente
Dans cette chambre noire
J'entends qu'on s'amuse et qu'on chante
Au bout du couloir;
Quelqu'un a touché le verrou
Et j'ai plongé vers le grand jour
J'ai vu les fanfares, les barrières
Et les gens autour

Dans les premiers moments j'ai cru
Qu'il fallait seulement se défendre
Mais cette place est sans issue
Je commence à comprendre
Ils ont refermé derrière moi
Ils ont eu peur que je recule
Je vais bien finir par l'avoir
Cette danseuse ridicule...

Est-ce que ce monde est sérieux?
Est-ce que ce monde est sérieux?

Andalousie je me souviens
Les prairies bordées de cactus
Je ne vais pas trembler devant
Ce pantin, ce minus!
Je vais l'attrapper, lui et son chapeau
Les faire tourner comme un soleil
Ce soir la femme du torero
Dormira sur ses deux oreilles

Est-ce que ce monde est sérieux?
Est-ce que ce monde est sérieux?

J'en ai poursuivi des fantômes
Presque touché leurs ballerines
Ils ont frappé fort dans mon cou
Pour que je m'incline
Ils sortent d'où ces acrobates
Avec leurs costumes de papier?
J'ai jamais appris à me battre
Contres des poupées

Sentir le sable sous ma tête
C'est fou comme ça peut faire du bien
J'ai prié pour que tout s'arrête
Andalousie je me souviens
Je les entends rire comme je râle
Je les vois danser comme je succombe
Je ne pensais pas qu'on puisse autant
S'amuser autour d'une tombe

Est-ce que ce monde est sérieux?
Est-ce que ce monde est sérieux?
Odkąd czekam
w tym czarnym pokoju
słyszę, jak się bawią i śpiewają
na końcu korytarza;
Ktoś odsunął rygiel
i zanurzyłem się w ten wielki dzień
ujrzałem trąby, bariery
i ludzi dookoła

W pierwszej chwili wierzyłem,
że wystarczy się tylko bronić
ale to miejsce nie ma wyjścia
zacząłem rozumieć
zamknęli za mną drzwi
boją się, że się wycofan
I tak skończę mając
tą śmieszną tancerkę...

Czy ten świat jest poważny?
Czy ten świat jest poważny?

Andaluzjo, przypominam sobie
prerie otoczone kaktusami
nie zamierzam drżeć przed
tym błaznem, tym zerem!
złapię go, jego i jego kapelusz
zakręcę nimi jak słońcem
dziś w nocy żona torreadora
zaśnie na jego obu uszach

Czy ten świat jest poważny?
Czy ten świat jest poważny?

Goniłem cienie,
prawie dotykałem ich baletek
Oni uderzyli mnie mocno w szyję
abym się skłonił
skąd wychodzą ci akrobaci
w swych papierowych kostiumach?
nigdy nie uczyłem się walczyć
przeciw lalkom

Czuję piach pod głową,
to niesamowite jak to przynosi ulgę
modliłem się, aby to wszystko się zatrzymało
Andaluzjo, przypominam sobie
słyszę jak się śmieją, kiedy rzężę
widzę, jak tańczą, kiedy upadam
nie myślałem, że można tak się bawić
wokół czyjegoś grobu

Czy ten świat jest poważny?
Czy ten świat jest poważny?

sobota, 25 maja 2013

I komu bije dzwon w tym obojętnym świecie..?


Inspiracja przyszła, gdy włączyłam sobie wspomnienia, czyli album Reviens Garou. Zanim zaczniecie oceniać, i zanim ja zacznę żałować, posłuchajcie trzeciego utworu na płycie, i zobaczcie tłumaczenie refrenu (moje):

C’ n’est pas “ L’adieu aux armes
C’est un monde qui disparaît
Les missiles n’ont pas le charme
Du vieux fusil d’Hemingway

Et “Pour qui sonne le glas
Dans ce monde “anyway”
Chacun de nous finira
Comme le vieil Hemingway
To nie jest "Pożegnanie z bronią"
To ten świat znika
Naboje już nie mają uroku
Jak te ze starej broni Hemingwaya

I "Komu bije dzwon"
W tym obojętnym świecie
Każdy z nas skończy tak
Jak stary Hemingway
Każdy, kto mnie choć chwilę zna, wie, jak ważna była w moim życiu była muzyka Garou. Tak, absolutny pop itd itp, ale to on był pierwszym artystą, którego w muzyce pokochałam ja sama, bez żadnych zachęceń od strony rodziców, przyjaciół, mediów. No dobrze, trochę mediów, bo to w czasie festiwalu w Sopocie w 2002 roku, gdy Garou pokazał się na scenie, podbił moje 13-letnie serce. I powszechnie też wiadomo, że w tej chwili jesteśmy w separacji, i pan Garand musi nagrać porządną płytę by mnie przebłagać, ale cóż, sentyment pozostał.
A Hemingway? Zawsze czytałam książki. Od przedszkola pochłaniałam wszystko co ma okładkę i więcej niż 5 stron. Od ulubionych lektur "Oto jest Kasia", przez "Jeżycjadę", pod koniec podstawówki, czyli w tym czasie, co poznałam muzykę Garou, zaczęłam poznawać klasykę. Gdy pod koniec 2003 roku, gdy Reviens ukazało się, znałam już "Starego człowieka i morze". A gdy został mi przetłumaczony tekst, sięgnęłam po więcej od niego. Dysonans? Oj, wielki.
A jednak. Hemingway, urodzony jeszcze w XIX w., był korespondentem w czasie II wojny światowej i hiszpańskiej wojny domowej, obracał się w Paryżu wśród bohemy, był przedstawicielem modernizmu. Twórca - właściwie populizator, bo jak twierdzą opowieśći, to mechanik auta Gertrudy Stein wymyślił to określenie - hasła "stracone pokolenie", lost generation, doskonale widział już wtedy dokąd idzie świat. Obciążony chorobą genetyczną, po wypadku w Afryce, bał się o swój kubański dobytek, o swoje bezpieczeństwo. Po jednej nieudanej próbie samobójczej w kwietniu 1961, odebrał sobie życie 2 lipca 1961 roku, tak jak jego ojciec, czy rodzeństwo, a potem wnuczka.
Jego powieści, zawsze gdy do nich wracam, obezwładniają mnie. Hemingway nie pisał trudnym językiem, przeciwnie. Opowiadał szczerze o ważnych sprawach, o swoich przeżyciach. I mimo, że można o nim powiedzieć, że nie był tryskającym cały czas optymistą, ze "Starego człowieka i morze" wypływa refleksja, że człowiek jest zdolny zrobić wszystko, oraz że jeśli chcemy, możemy pokonać wszystkich. W innych utworach pisze o miłości - tej zakazanej, niedostępnej, tej wytrwałej. I mimo że przewija się śmierć, to naprawdę ważne jest dla niego życie. Hemingway kochał ten świat - moi znajomi - i szczerze, ja też - nie lubią długich opisów przyrody. A ja jednak kocham styl Hemingwaya, jego opisy natury z "Pożegnania z bronią" są przejawem jego geniuszu.
A co najważniejsze, Hemingway był doskonałym obserwatorem społeczeństwa. Jego doskonale pokazane w "Mieć czy nie mieć" społeczeństwo dotknięte kryzysem oraz początki ruchu komunistycznego na Kubie, czy opisy wojny w "Komu bije dzwon" przyprawiają o dreszcz. Autor dawał z siebie wszystko poświęcając się temu co robi - pisaniu.
I kochał życie. Doskonale oddał to w "Komu bije dzwon". W ostatnim rozdziale, główny bohater, gdy leży na ziemi ze złamaną nogą, myśli nad samobójstwem w celu uniknięcia schwytania przez wroga.
" Nie chcę robić tego samego, co ojciec. Zrobię, jeżeli będzie trzeba, ale wolałbym nie musieć "
Wiedział, że prawdopodobnie to choroba genetyczna (jak mówią niektórzy, psychiczna) go zmusi.
Mnie Hemingway z jednej strony onieśmiela swoim zarazem prostym, a tym samym genialnym stylem. Bałabym się do niego podejść w paryskim barze, bo wiem, że nie miałabym nic do powiedzenia, że wstydziłabym się. A zarazem naprawdę mocno chciałabym posłuchać jego opowieści o Hiszpanii, o corridzie, o życiu paryskiej bohemy, o wywiadzie z Mussolinim który udało mu się przeprowadzić. Wdychałabym zapach jego cygar i piła z him martini, czy absynt bez cukru. Tu znajdziecie więcej informacji o ulubionych alkoholach Hemingwaya, i dowiecie się, że pisarz nie pił gdy pisał...! Bo.."Inteligentni ludzie są często zmuszani do picia, by bezkonfliktowo spędzać czas z idiotami. "

A mój ukochany cytat z Hemingwaya to: "Każdy powinien mieć kogoś, z kim mógłby szczerze pomówić, bo choćby człowiek był nie wiadomo jak dzielny, czasami czuje się bardzo samotny. " Oh damn right....

środa, 22 maja 2013

Marilou - Tu partages ton corps

Marilou, prawie 23-letnia Kanadyjka, która rozpoczęła swoją karierę w wieku już 14 lat publikując duet z Garou, właśnie wydaje swoją 4 płytę, pierwszą jako autorka-kompozytorka po francusku. Pierwszy singiel, który podbija listy w Quebecu, Tu partages ton corps - Dzielisz swoje ciało - Marilou napisała dla swojej mamy, która wygrała walkę z rakiem piersi. Porównuje w nim doświadczenie raka do swojego bycia w ciele swojej mamy... Zresztą, przeczytajcie i posłuchajcie.

J’ai déjà vécu à sa place
J'le comprend de ne pas vouloir partir
J’ai déjà goûté au même espace
J’ai même souvent voulu y revenir

Mais moi j’ai pas voulu détruire
Voler ta peau et t’affaiblir

Tu partages ton corps avec un bout de mal
Un étranger qui prend tout au passage

Bien plus petit que ton âme et pourtant si grand

Je voudrais lui crier que tu es déjà un ange

De s’en aller pas besoin d’un voyage
Mais il ne m’entend pas et te pousse au combat

J’ai eu froid le jour où j'suis sorti
J'le comprend de ne pas vouloir partir
J'le comprend mais j'le déteste à mourir
Je voudrais le tuer pour te laisser vivre 
Ja już żyłam na jego miejscu
Rozumiem, że nie chce odchodzić
Już zakosztowałam tego samego miejsca
Nawet czasami chciałabym tam wrócić

Ale ja nie chciałam Cię zniszczyć
Ukraść Twojej skóry i Cię osłabić

Dzielisz swoje ciało z kawałkiem zła
Z nieznajomym,który zabiera wszystko po drodze
O wiele mniejszym od Twojej duszy,a mimo to tak wielkim
Chcę do niego krzyknąć, że i tak jesteś aniołem
Żeby wyjść, niepotrzebna jest podróż
Ale on mnie nie słyszy i popycha Cię do walki

Było mi zimno kiedy wychodziłam
Rozumiem, że nie chce odchodzić
Rozumiem go, ale nienawidzę go do śmierci
Chciałabym go zniszczyć żebyś Ty mogła żyć



Mnie ten tekst bardzo porusza i prosty teledysk, nakręcony przez ukochanego Marilou, Alexandra Champagne, przemawia bardziej niż wszystkie z efektami specjalnymi. Jeśli chcecie poznać Marilou, odwiedźcie jej facebooka albo Twittera - warto, bo to naprawdę utalentowana dziewczyna.
Tekst udostępniła sama Marilou na swoim Facebooku.

poniedziałek, 13 maja 2013

Od ogrodnictwa kwiatowo-drzewnego do ogrodnictwa ludzkich serc

O Jerzy Świerkowski to długoletni pasterz akademicki w Gdańsku i Lublinie, jezuita, duszpasterz Związku Harcerstwa Rzeczpospolitej. Lubi przebywać w naszej parafii i dzięki nam polubił trajtki!
-Skąd ojciec pochodzi? Bo znalazłam informacje, że był ksiądz duszpastrzem akademickim w Lublinie, też ma ojciec związki z Warszawą...
- Pochodzę ze Wschodu, z Wilna, a w 1936 roku urodziłem się w Poznaniu, bo mój tata stamtąd pochodził. Ale styl życia był litewski,przez mamę! Mam brata młodszego o 2 lata i siostrę młodszą o 12 lat.
- Zna ojciec Wilno?
- Teraz bardziej poznaje. Bo byłem mały przed wojną, a po wojnie Wilno się zmieniło, stało się bolszewickie. Mama dopiero w 50 roku wróciła do siebie, na pogrzeb dziadka.
Teraz ja poznaję Wilno przez zbiórki harcerskie, gdzie jeździmy z ZHR. Drogie są te wycieczki, dlatego gdy tylko mogę, proszę o pomoc, o dofinansowanie, żebyśmy mogli pojechać zajmować się grobami na Rosie, żeby młodzież poznała Litwę.
I moi dziadkowie pochowani na Rosie (cmentarz w wilnie), ja też chcę tam być pochowany. Pewnie będzie ciężko, bo przewiezienie ciała by było drogie, ale odkrywając swoje korzenie, umiłowałem Wilno!
- Ma ojciec kontakty z tamtejszym kościołem? Jacy są Litwini?
- Mamy kontakt z polską parafią w Szumsku(na Wileńszczyźnie), tam jeździmy też, ale widzę, że inny duch katolicyzmu/religijności, polska religijność jest głębsza. Litwini chcą się odciąć od nas, nie chcą uczyć nawet polskiego w szkołach.
Ja kocham Wilno, broniłem Wileńszczyzny narażając się na złe komentarze ze strony różnych osób, ale Litwini są w pewnym sensie szowinistami.
- A jakie jest harcerstwo na Litwie?
- Harcerstwo na litwie też inne, oni mają zachodnie - farbują włosy, piją - my bardziej tradycyjne. U nas harcerstwo wychowuje młodzież przez młodzież. Nie w moim przypadku, wprawdzie.
- Dlaczego?
- Bo ja do harcerstwa wstąpiłem bardzo późno, już w bardzo dojrzałym wieku! Wciągnął mnie mój przyjaciel, ksiądz Michał Gutkowski (dziś dyrektor gimnazjum i liceum Jezuitów w Gdyni), gdy trafiłem do Gdańska i gdzie prowadziłem duszpasterstwo akademickie. Spytał mnie kiedyś, czy nie chciałabym pojechać na zgrupowanie ZHR, być tam spowiednikiem. Zgodziłem się.. i on tamtej pory stałem się też harcerzem. Można powiedzieć, że on mnie wciągnął w harcerstwo, a ja go w bycie jezuitą!
- Jest Ojciec z ZHR, nie w ZHP.
- Tak, tak mnie wciągnął o. Gutkowski, i nie żałuję. Mimo, że są ciężke reguły w harcerstwie! Jezuici mogą pić na przyjęciach urodzinowych, ja jako harcerz nie mogę. Przyjaciele kuszą: "z nami się nie napijesz?" (śmiech) Ale przyrzeczenia, zobowiązania trzeba dotrzymać!
- Reguły harcerskie są podobne do reguł księży trochę.
- Bardziej czasami ostre. Ja czasami piłem, byłem niedzielnym palaczem. Musiałem z tego zrezygnować. Ale nie żałuję! Bardzo lubię.. kocham.. harcerstwo!
- Zanim został ojciec harcerzem, został ojciec Jezuitą. W Lublinie?
- Nie! Przeprowadziliśmy się do Warszawy. W czasie wojny mieszkaliśmy w Warszawie B na pradze, potem na Mokotowie. Sąsiedzi spotykali się na klatce, by się modlić, w kamiennicy była jedność, teraz sąsiedzi się w blokach się nie znają...
Blisko domu byli jezuici, gdyby był inny zakon, może bym gdzie indziej wstąpił? Dużo dały spotkania z ojcem Tadeuszem Boguckim, polubiłem jezuitów, i zdecyowałem się wstąpić. Na co usłyszałem od znajomych ojców: "Obserwowałeś nas tyle,a nadal chcesz do nas wstąpić?"(śmiech)
Mój brat jest jednak ateistą, jemu bliskość jezuitów nie pomogła. Cały czas za niego się modlę, by odzyskał wiarę.
- Słyszałam też, że ojciec lubi ogrodnictwo..!
- Bo studiowałem ogrodnictwo. Teraz lubię mówić, że przeszłem od tego kwiatowo-drzewnego do ogrodnictwa serc ludzkich! Koledzy dziwili się, że poszedłem do Jezuitów... Ale nadal mam spotkania z ludźmi ze studiów,spotykamy się w parkach, w ogrodach.. Lubię przyrodę!
- I wtedy trafił ksiądz do Lublina.
- Tak, na prowincję, i rozpocząłem duszpasterstwo akademickie. I pielgrzymki akademickie. 9 z Lublina, 6 z Gdańska.
- Także z Warszawy, zorganizował ojciec Białą sekcję Warszawskiej Akademickiej Pielgrzymki Metropolitalnej. Lubi ojciec chodzić na pielgrzymki?
- Na początku nie chciałem, ale musiałem. Dla młodzieży, i chodziłem z nimi. Bo ciężko. Ale pierwszy raz mnie bolą nogi, a za drugim razem widzi się, że innych też bolą! Młodzi uczą się pomagać na pielgrzymkach, jest dyscyplina, wyrzeczenie się. Muszą przestrzegać, przynajmniej u mnie trzeba było, surowych reguł ubioru.
- Dlaczego?
- Bo pielgrzymi reprezentują parafię, idą z krzyżem. Pewne wyrzeczenia muszą być!
- Lubi ojciec Gdynię?
- Lubię! Jak trafiłem do Gdańska, miałem kontakty z Tatrzańską, ale też spowiadałem na Świętojańskiej, w NMP. Ciężko było siedzieć w konfesjonale, bo ja lubię wędrować, ale to też uczy pokory!
A waszą parafię też lubię! Księdza Jacka poznałem gdy był klerykiem, na pielgrzymce akademickiej. Lubię tu przebywać, jest to bardzo dobra parafia!
- Gdzie jest ojciec teraz rezydentem? U nas w Gdyni gdzieś?
- Nie, mieszkam w domu zakonny na Rakowieckiej w Warszawie, ale często wybywam, na zbiórki harcerskie, zbierać pieniądze na kolejną zbiórkę na Litwie.
- Ojciec wędrowniczek! (śmiech) Nie jest ciężko ojcu podróżować? Ma ojciec problemy z chodzeniem.
- Nie jest łatwo być niepełnosprawnym, ale pasażerowie pomagają w podróżach. I czasami nie ci, po których można by było się tego spodziewać! Na Dworcu Centralnym w Warszawie facet w garniturze z teczką nie chciał pomóc mi wysiąść z pociągu, a pijaczkowie z dworca nawet odwieźli mnie na przystanek!
Grozi nam niestety znieczulica, coraz mniej miłości, współczucia! Ale na szczęście zdarzają się osoby, które wlewają w serce nadzieję.
- Lubi ojciec życie, prawda?
- Kocham! Dziękuję Bogu, że żyję w tych czasach, jakie mi dał. Trzeba się starać żyć jak najlepiej życiem jakie się ma! I powiem jeszcze jedno: każdy wiek jest piękny,a mimo wszystko starość Panu Bogu się udała!
- Dziękujęmy Ojcu za optymizm i za rozmowę. Życzymy zdrowia i wszystkiego co najpiękniejsze!

Rozmowę przeprowadziła Małgorzata Pietrzak

Wywiad ukazał się w numerze 6 gazetki parafialnej Mikołaj parafii św Mikołaja w Gdyni, w lutym 2013 roku

poniedziałek, 6 maja 2013

Mickael i jego Czas Uśmiechów

Ktoś, kto słucha pierwszy raz Mickaela Miro, artystę z Lyonu, bez znajomości języka francuskiego, może go nie docenić. Bo muzyka Mickaela jest popem w czystej postaci. W większości optymistycznym popem, mainstreamem. Ale gdy przyjrzymy się jego drodze muzycznej, jego tekstom, a co najważniejsze, jego kontaktowi z publiką przez portale społecznościowe, można zrozumieć, dlaczego jest doceniany we Francji.
Zaczął pisać piosenki na studiach - skończył prawo - inspirując się autorami-kompozytorami z lat 80. Sam Micko teraz mówi, że jest przedstawicielem pokolenia BCBG (Daniel Balavoine, Francis Cabrel, Michel Berger, Jean-Jacques Goldman), którzy są legendami muzyki francuskojęzycznej. Zaczął występować w rodzinnym regionie w 2007 roku, został zaproszony do grania supportu przed kilkoma ważnymi francuskimi gwiazdami - Christophe Mae, Patrick Fiori - i w 2011 roku wydał swój debiutancki album Juste Comme Ca.
Mickael ma wyjątkowy kontakt ze swoją publiką. Ja natrafiłam na jego muzykę, bo znana i u nas Natasha St-Pier - o której już pisałam - nagrała z nim tytułowy utwór, i tak trafiłam na jego profil facebookowy. Mickael, by zachęcić do kupienia płyty, i ponieważ jego pierwsza piosenka nazywała się L'horloge tourne - Zegar tyka - wymyślił wraz z ekipą aplikację. "Myszką" wprawiało się w ruch wskazówkę zegara, który zatrzymywał się na jednej godzinie - a pod każdą godziną kryło się półtorej minuty jednej z piosenek. Zabawa trwała 2 tygodnie przed wydaniem albumu - wierzcie mi, wściekałam się gdy wskazówka lądowała na piosence którą już znałam :) I pisałam mu o tym na jego otwartym facebookowym profilu. Mickael, któy sam prowadzi swoje profile, wierzył w moją frustrację i próbował fonetycznym zapisem podziękować mi po polsku :)

Przy promocji za to nowego albumu Mickael udostępnił swoją stronę internetową swoim słuchaczom. Najpierw zdradził, że nowy album nosi tytuł Le temps des sourires- Czas uśmiechów, a jego córeczka, 2-letnia Sienna, namalowała jego uśmiech - i poprosił swoich słuchaczy o narysowanie podobnych w różnych miejscach. Ja np. narysowałam uśmiech na tablicy na uczelni. Oprócz tego, co tydzień dawał zadanie - na wrzucenie zdjęć z uśmiechem - sąsiada, w pracy - a nagrodą dla najlepszego zdjęcia był singiel La vie simplement. 
Mickael jest bardzo aktywny na portalach społecznościowych - teraz najbardziej na Twitterze jako @mickaelmiro . Odpowiada na pytania, dużo retweetuje, jest przezachwycony filmikami robionymi dla niego czy jakąkolwiek akcją w sieci i poza nią. Oprócz tego aktywnie komentuje różne programy telewizyjne, np. francuską edycję The Voice. Na koncertach za to .. podał swój numer telefonu, który ma specjalnie przeznaczony dla interakcji ze swoimi słuchaczami. Przesłał screena ze swojego telefonu w dzień urodzin. Liczba 1000 nieodczytanych wiadomości robiła wrażenie :)
Oprócz muzyki absolutnie popowej, Mickael pisze teksty - niektóre są typowi tekstami o miłości - ma żonę Anne, i dwie córeczki, 2-letnią Sennę i 3-miesięczną Indię, Tu moje tłumaczenie Ma scandaleuse, żartobliwego tekstu o Anne - ale i niektóre, gdy się w nie wsłucha, nie można się nie uśmiechnąć. L'horloge tourne oprócz chwytliwej melodii ma ciekawy tekst. Tu możecie znaleźć moje tłumaczenie, a żeby przytoczyć fragment: "Przyjdzie SMS, skończę 30 lat / 30 lat wolności i nagle bilans /Zegar tyka, minuty są zmarszczkami /a ja marzę, marzę by zatrzymać czas". Żartobliwy wydźwięk ma te Ecrire quand meme - czyli Napiszę i tak - "Nie, nie mam tematu przewodniego, brak problemu jest u mnie problemem/ może pragnienie by wszyscy mnie kochali, sprawia że napiszę i tak tą piosenkę?". O portalach społecznościowych przekornie pisze w Juste comme ca - Tak po prostu - "Jestem starej daty, źle czuję się pisząć SMSy/ MSN to nie dla mnie, marzę o alter ego bez adresu IP i maila/ zapomnijmy o SMSach i scenariuszach, miłość ma nas spaść ot tak, po prostu"
Przy muzyce Mickaela dobrze się odstresować nawet bez zbytniego zwracania uwagi na tekst, jego kompozycje dobrze współgrają z jego tembrem głosu, ale gdy pozna się jego cały wizerunek, otwartość artysty na publikę i jego żartobliwe teksty, docenia się to co robi dla sceny francuskojęzycznej... i warto może by było wprowadzić go na polski rynek też? Czasami potrzeba po prostu uśmiechnąć - a ta muzyka doskonale temu sprzyja. :)

czwartek, 25 kwietnia 2013

Nolwenn z Bretanii - Dziewczyna Wody

Nolwenn Leroy to młoda francuska piosenkarka, zwyciężczyni sprzed ponad 10 lat Star Academy. Podbiła serca Francuzów pierwszymi dwiema płytami, po dwóch sukcesach zaczęła eksperymentować. Album Le Cheshire Cat et Moi jest mniej popowy, teksty Nolwenn i muzyka bardziej folkowych kompozytorów są bardziej ambitne i nie trafiły do szerokiej publiczności. A szkoda, bo uważam, że ten album jest jednym z lepszych, i kilka piosenek zasługuje na uwagę i przyprawia o dreszcze.
Nolwenn nie poddała się i postanowiła kolejny raz zaryzykować. Urodziła się i mieszkała przez pierwsze lata życia w Bretanii, wraz z babcią i mamą, więc nagrała tradyjne piosenki bretońskie i celtyckie już kiedyś znane w regionie, ale i też znaną piosenkę o Breście Christophe Miosseca. Oryginalni artyści utworów, czyli Alain Stivell czy Tri Yann (warto i ich odkryć!!) współpracowali z nią przy nowych aranżacjach, a jej mentor jeszcze z czasów Star Academy Laurent Voulzy napisał jedyną oryginalną piosenkę Je ne serai jamais ta Parisienne (Nigdy nie będę Twoją Paryżanką) w której artystka tłumaczy, dlaczego nigdy nie zakocha się "mieście świateł" - "Bo kto ujrzał brzeg Atlantyku o zmierzchu, nigdy nie doceni Sekwany".
I ku zaskoczeniu wszystkich... album odniósł potężny sukces. Wydany pod koniec 2010 roku album znalazł ponad milion nabywców - w tym jeden egzemplarz przyjechał do mnie też i leży na półce - sprawiając że płyta stała się diamentowa, a Nolwenn wydała płytę z rozszerzeniem o covery Mike Oldfielda i tradycyjne piosenki irlandzie takie jak Whiskey in the jar czy Suil a ruin nawet na rynek amerykański.

Sama Bretania jest bardzo niezależnym regionem Francji. Osobiście, mi przypomina nasz region kaszubski.
Jak czytamy w słowniku: "W starożytności część prowincji Armorika, zamieszkana przez plemiona celtyckie. W 56 p.n.e. podbita przez Rzymian, weszła w skład rzymskiej kolonii Galia Lugdunensis. Po wycofaniu się Rzymian, w V i VI w. n.e. na jej teren napłynęły plemiona - wypartych z Wysp Brytyjskich przez germańskich Anglów i Sasów - celtyckich Brytów, od łacińskiej nazwy Brettones zaczęto region ten nazywać Bretania. Pod wpływem Brytów zamieszkujące Armorykę plemiona celtyckie przyjęły chrześcijaństwo. Na pocz. IX w. Bretania została opanowana przez Karola Wielkiego, jednak już w 846 Brytowie odzyskali niepodległość. W 922 hr. Rennes ogłosił się ks. Bretanii. We wczesnym średniowieczu Bretania była przedmiotem rywalizacji między Francją a Anglią. Od 1213 w posiadaniu bocznej linii Kapetyngów, stanowiła jedno z wielkich lenn Korony francuskiej. W 1491, przez małżeństwo ks. bretońskiej Anny z królem francuskim Karolem VIII, została połączona unią z Francją. W 1532 włączona do Korony francuskiej przez Franciszka I, zachowała jednak pewne odrębności, m.in. stany prowincjonalne. " Do dziś język bretoński jest używany, a piosenki są chętnie śpiewane w regionie... Dzięki Nolwenn w całej Francji.
Nolwenn nadal trzyma się klimatów celtyckich/bretońskich. Tym razem Nolwenn we współpracy ze swoją stałą ekipą stworzyła oryginalne piosenki inspirujące się tradycyjną muzyką z regionu, powstała też zupełnie nowa piosenka po bretońsku - Ahes. Album nosi tytuł Aux filles de l'eau - czyli Dziewczyny Wody - i właśnie woda jest głównym tematem tekstów. Bretania leży nad Oceanem Atlantyckim i jest regionem wyróżniającym się dużym znaczeniem rolnictwa i dziedzin związanych z morzem w gospodarce. Wielu mieszkańców zarabia rybółóstwem, są marynarzami.. A ta praca wiąże się z niebezpieczeństwem. Jak śpiewa Nolwenn w singlu promującym Juste pour me souvenir (Tylko żebym sobie przypomniała) :"Chodzę po plaży, gdzie zacumowały łódki, ale fala nigdy nie odprowadzi z powrotem naszych mężczyzn do nas../Ocean który Cię zabrał, wysyła pianę do moich stóp. Czy będę w stanie kiedyś mu przebaczyć?"
Dla mnie ta płyta jest ważna, bo mieszkam w Gdyni, mieście z morza i marzeń, którego mieszkańcy przez wiele lat zarabiali dzięki wodzie.. ale też przez nią tracili życie. Od jakiegoś czasu jestem przekonana, że jeśli Nolwenn spróbowałaby promocji właśnie przez moje miasto, przez Miasto, które zna Morze, i wszystkie jego piękności i trudności, zostałaby zrozumiana i przynajmniej u nas odniosłaby sukces. Dlatego, kochana Gdynio, chcesz odkryć Nolwenn i spróbować ze mną promocji tej utalentowanej dziewczyny w naszym mieście? :)

środa, 24 kwietnia 2013

Natasha i Teresa - czyli Żyć miłością, niezwykły projekt muzyczny

We Francji w poniedziałek ukazała się niezwykła płyta, niezwykły projekt jak na kraj taki jakim jest Francja. Słuchając jednak i płyty, która jest też dostępna do kupienia na polskim iTunesie, i czytając wywiady Natashy, można jednak mieć nadzieję, że album odniesie sukces.
O czym piszę? O projekcie Therese - Vivre d'amour, czyli o tekstach św. Teresy od Dzieciątka Jezus, do których muzykę napisał Gregoire, a główną wykonawczynią pieśni jest Natasha St-Pier.


Natashę polscy słuchacze powinni pamiętać, jej przebój Un ange frappe a ma porte do dzisiaj można usłyszeć w radio. Gregoire to pierwszy artysta, którego produkcję albumu sfinansowali francuscy internauci na stronie My Major Company. Jego piosenka Toi + moi była przebojem przez długie tygodnie we Francji.
A św. Teresa z Lisieux, czyli Teresa od Dzieciątka Jezus, to młoda karmelitanka, która zmarła w wieku 24 lat w 1897 roku. Bardzo wcześnie straciła matkę, także jej ojciec zmarł szybko. Teresa od pierwszych lat życia poświęciła swoje życie religii. Jak czytamy w jej biografii:
"W zakonnym życiu zadziwiała jej dojrzałość duchowa. Starała się doskonale spełniać wszystkie, nawet najmniejsze obowiązki. Nazwała tę drogę do doskonałości "małą drogą dziecięctwa Bożego". Widząc, że miłość Boga jest zapomniana, oddała się Bogu jako ofiara za zbawienie świata. Swoje przeżycia i cierpienia opisała w księdze "Dzieje duszy"."
I te właśnie teksty poruszyły Roberto Ciurleo, producenta muzycznego, głęboko wierzącego, który podzielił się z nimi żoną Gregoire. Gregoire również wzruszyły słowa młodej dziewczyny, żyjącej ponad wiek temu, zainspirowały go też do napisania muzyki i zaproszenia do współpracy kilku francuskich artystów.
Natasha, katoliczka, ale niezbyt pewna projektu, po wysłuchaniu trzech utworów i przeczytaniu tekstów, zgodziła się wziąć udział. Do projektu zaproszono też Anggun - znaną u nas z przeboju Cesse la pluie i z Eurowizji indonezyjską piosenkarkę - Sonię Lacen - uczestniczkę pierwszej edycji francuskiej edycji The Voice - i grupę Les Stentors.


Natasha promująca płytę mówi w wywiadach, że w projekcie nie chodzi głównie o to, żeby nawracać ludzi na katolicyzm, że teksty młodziutkiej Teresy są uniwersalnym tekstami o miłości. Teresa była zakochana w Jezusie, ale w miejsce Jego czy Maryi można podstawić imię ukochanych, czy rodziców. Natasha ma rację, mówiąc że Teresa pisząc "Pourqoui je t'aime Marie" (Dlaczego Cię kocham Maryjo) pisała nie tylko o Maryji, ale też o swojej wcześniej zmarłej Matce. Wzruszającym tekstem jest Petit papa, deklaracja miłości do Boga, ale też do ojca Teresy, chorego psychicznie i szybko zmarłemu. Piosenkarka mówi, że gdy w tekście Ma joie (Moja radość) pojawia się imię Jezusa, ona pomyslała, że gdyby tam wstawiła imię swojego męża Gregoryego, powstałaby najpiękniejsza piosenka o miłości.


Św. Teresa, mimo tego, że odeszła ponad 100 lat, i miała 24 lata, jest nazwana Doktorem Kościoła - co jest wielkim wyróżnieniem, zwłaszcza dla kobiet. Jej teksty, mające znaczenie i dziś poruszająca muzyka Gregoire, i subtelny głos Natashy sprawiają że album jest inspirujący, delikatny, a zarazem poruszający. Duet Natashy z Sonią Lacen jest pełen siły i mocy, duety z Anggun są subtelne, a piosenki dla rodziców Teresy poruszają najwrażliwszą strunę w duszy.  Warto poznać ten niezwykły projekt bliżej.


piątek, 5 kwietnia 2013

Czemu nie piszesz...?

Usłyszałam dziś od koleżanki od lat, która była ze mną w podstawówce i gimnazjum i czytała moje wypracowania i pierwsze blogi. "Byłabyś naprawdę świetną, czytaną blogerką, a jakbyś przysiadła do tej powieści, którą mi obiecałaś w gimnazjum, byłabyś już publikowana.
"Tylko.. że teraz piszę magisterkę, i licencjat..." powiedziałam i koleżanka dała spokój rozumiejąc.
Tylko że... ma rację. Powinnam pisać więcej.
Tylko że ze mną jest taki problem że mi się nie chce.
Jestem leniwą studentką i tyle.
Usprawiedliwiam się, że tyle osób już pisze, że kto by tam chciał mnie słuchać/czytać. No bo tak.
Że za długo. Że wolę Twittera.. do którego zresztą też się nie do końca przykładam, sama siebie bym chyba nie śledziła, a ja tu dostaję bardzo piękne #FF i niektórzy do mnie nawet piszą, a jak oni do mnie piszą, to ja im lubię odpisywać :) Ale głównie to ja tam straszne głupoty wypisuje. (acz miło mi jak dostaję follow, @margotana ;-))
Że zapominam o blogu, bo cierpię na niechcemisieizm, a potem zapominam haseł. Serio, serio. Ten blog zaczęłam, bo zapomniałam hasła do tego: http://la-fille-qui.blogspot.com/ Jest szansa że o tym nie zapomnę, bo go połączyłam z kontem Google, czyli pocztą i profilem, na któym czasami wchodzę, ale co się stanie z blogiem...?
Że tak naprawdę o czym mam pisać? O francuskojęzycznej muzyce...? - w sumie, good idea... zaraz, gdzieś jeszcze na Onecie wisi.. albo już został skasowany - mój blog o francuskojęzycznych artystach. Szumnie zwany blog lajfstaljowy? Eeee, nie dla mnie. Że robię kawę codziennie, nie noszę makijażu i wyglądam na 16 lat (Tak, mam obsesję, bo 24 latka nie powinna dostawać pytań "kiedy matura?" Za dwa miesiace jak Bozia da będę panią Magazynier!!!)? To widać na Instagramie.
Że nie mam weny? No, zwykle nie mam.
Że tak naprawdę ja tylko udaję że umiem pisać, a tak naprawdę moje posty to z angielskiega : sh**? Może się nie doceniam, może to kokieteria (...) a może prawda? Jak widać wyżej, poziom tego postu nie jest zbyt wysoki...
Że trudniej mi pisać po polsku? To akurat duża prawda. Kocham język polski, ale o emocjach o wiele prościej mi pisać po angielsku. Vide, mój też troszkę (BARDZO) zawieszony Livejournal. http://la_fille_qui.livejournal.com/ A propos,swoje livejournalowe posty lubię. Jak Was nie przeraża angielski - nie powinnien - czytajcie.
A tak naprawdę S. miała rację. Kop w cztery litery i naprawdę muszę pisać. Bo ja naprawdę bardzo lubię pisać. I jak zacznę, nie mogę przestać. Tak, ten post jak większość moich na poprzednich blogach miał mieć cztery zdania.
Żeby tylko tak magisterka chciała z dwóch zdaniach zmienić się nagle w takiiii duży... albo i większy post :)

niedziela, 10 lutego 2013

Jubilatka Gdynia

Moja młoda 87-letnia dama, miasto z morza i marzeń, zawsze aktywne.

10 lutego 1926 mała wioska rybacka, w której Eugeniusz Kwiatkowski zaczął budować port morski, dostała prawa miejskie. Pierwsze zapiski historyczne jednak dotyczące Gdyni, datują się od początku XIII wieku, dzięki cennym wykopaliskom w samej Gdyni. Po raz pierwszy Gdynia została wymieniona w dokumencie z 1253 r., pod nazwą Gdina, jako wioska należąca do parafii w Oksywiu. Była ona wówczas własnością cystersów z Oliwy, a później Jana z Różęcina, który tę rolniczo-rybacką wieś w roku 1382 podarował sprowadzonemu przez siebie do Kartuz zakonowi kartuzów. W 1414 r. przy dzisiejszej ulicy Portowej powstała w mieście pierwsza karczma – miejsce spotkań rybaków i centrum towarzysko-handlowe.

Młodzi ludzie, którzy przeprowadzili się do nadmorskiego miasteczka, byli gotowi do pracy, Gdynia dawała im możliwość zatrudnienia, rozwoju i energii. Już w ciągu zaledwie kilku lat stała się prężnym, rozwijającym się miejscem. II wojna światowa szybko przerwała tą dobrą passę. We wrześniu 1939 roku, po bohaterskiej obronie Gdyni i Kępy Oksywskiej, miasto dostało się w ręce Niemców, którzy zmienili nazwę naGotenhafen i wysiedlili prawie całą polską ludność. Gotenhafen była dla Kriegsmarine bezpiecznym portem, aż do roku 1944 wolnym od alianckich nalotów. Była to ważna baza niemieckiej floty podwodnej, a pod koniec wojny punkt ewakuacyjny dla wojska i ludności cywilnej uchodzącej na zachód przed zbliżającymi się oddziałami Armii Czerwonej. Zniszczony port, ale na szczęście mało zniszczone miasto po wojnie bardzo szybko się podniosło. Do dziś tak samo dynamicznie miasto rozwija się jak po wojnie, cały czas zachowując swoją tradycję – ale i idąc z biegiem czasu, nowoczesnością. To żyjące miasto, które cały czas ma coś do powiedzenia, które rozwija się, które poszukuje coraz to nowych wydarzeń, pomysłów.

Dla mnie Gdynia – to moje miasto. Urodziłam się w Wejherowie – bo tam był szpital – ale moi rodzice mieszkali w Rumi, z moimi dziadkami. Jednak dziadkowie ze strony Taty mieszkali na Oksywiu, potem Obłużu, dziadek był związany z Marynarką Wojenną i wycieczki z Rumi do Gdyni to było niesamowite przeżycie – zwłaszcza kasowanie biletów przytrzaskując sobie palce, czy przejazd trajtkiem – byłam długi czas przekonana że normalne są autobusy na szelkach, ale dopiero potem zorientowałam się że mamy coś wyjątkowego.

5 urodziny obchodziłam już jednak w Gdyni, dzielnicy Chylonia, przy stacji kolejowej Gdynia Leszczynki – kiedyś uwielbiałam SKM, moi dziadkowie pracowali na kolei, dziś.. już nie tak bardzo Dla mnie Park Kiloński, Święta Góra z kapliczką św. Mikołaja, Dom Towarowy EEG to było moje życie. Sobotnie wyprawy na Bulwar czy Skwer Kościuszki i niedzielne wycieczki do Babci nieskończoną przez długi czas Estakadą Kwiatkowskiego przy Bałtyckim Terminalu Kontenerowym pozwalało mi poznawać Gdynię bardziej, i traktować ją jako swoje miasto.

Moja podstawówka, nr 10, jest imienia Eugeniusza Kwiatkowskiego, a moim nauczycielem historii był radny który opowiadał nam o historii naszego miasta. W 5 klasie braliśmy udział w konkursie wiedzy o inżynierze Kwiatkowskim, współpracowaliśmy z miastami siostrzanymi.

Gimnazjum i liceum to był nadal okres mojej Chyloni, bo dostałam się do dobrej klasy w rejonowej szkole, 5 minut piechotą – wprawdzie biegiem… Lubiłam chodzić z koleżankami do Parku Kilońskiej, ale także jeździć do centrum, do dwóch centrów handlowych, do Hitu a potem Tesco w drugą stronę na Pustki, tam też do Domu Dziecka, pracować w wolontariacie, głosować na moje miasto, żeby było na planszy Monopoly. I JEST! Mamy grę w domu. I każdy walczy o to by kupić Gdynię i stawiać tam hotele tak samo wysokie jak Sea Towers.

Dwa i pół roku temu, pomiędzy pierwszym a drugim rokiem studiów, zobaczyłam plakat w trajtku. DOKI: działanie, organizacja, kreatywność, inicjatywa. Kierowany przez Gdyńskie Centrum Organizacji Pozarządowych program skierowany dla młodych gdynian pozwalał zajrzeć za kulisy największych imprez organizowanych w mieście, koordynować małe projekty w czasie różnych festiwali, czy po prostu poznać innych kreatywnych młodych ludzi. I skorzystałam z tej szansy. Dotąd trochę leniwa, trochę nieśmiała już dorosła dziewczyna wysłałam maila. Ominął mnie wprawdzie Heineken i Zlot Żaglowców, ale już Festiwal Rytmu i Ognia był mój. Pomoc dziewczynom z Mamadoo Fireshow w kasie, rozdawaniu posiłkom ekipom występującym, potem współpraca przy organizowaniu koncertu Leszka Możdżera dla Sceny Koncertowej Ucho dały mi niesamowitego kopa energii. Chęci pracy jako wolontariuszka dla swojego miasta. Uczenia się na warsztatach organizacji festiwali, redagowania gazety festiwalowej – co zaowocowało kilkoma małymi artykułami w Gazetce Festiwalowej 34 Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Przemykanie się w kulisach Teatru Muzycznego, chodzenie na konferencje prasowe i pisanie do późnych godzin artykułów w biurze złożyło się na najcudowniejszy, najbardziej pracowity tydzień tamtych wakacji.

W te wakacje też skorzystałam z Dokowej szansy. Wielu znajomych z poprzedniego roku też wróciło, i witaliśmy nowych wolontariuszy na Cuda Wiankach, mistrzostwach Europy 49erów – cudowne są te jachty, piękne! Znowu i na Cuda Wiankach, i na FROG-u obserwowałam entuzjazm młodych organizatorek, co sprawiało że i my, wolontariusze, mieliśmy energię by pomagać w organizacji i angażować się w to wszystko. No i tak, w Zlocie Fanów M jak Miłość też uczestniczyłam. Rok po roku. Nie, nie przyznajemy się do tego z koleżanką.:)Ale, pan Witold Pyrkosz jest cudowną osobą!

Moja prababcia w czerwcu 2010 roku skończyła 100 lat. W odwiedziny przyjechał pan prezydent Wojciech Szczurek, swoisty fenomen w tym kraju – bo który prezydent po 12 latach ma 87% poparcia? – i jak tylko wychodził, przedstawiłam mu się że jestem wolontariuszką DOK-ów, co sprawiło że się zachwycił. Dlatego, licząc głosy w obwodzie wyborczym, cieszyłam się z jego wygranej i byłam totalnie dumna, że mieszkam w Gdyni.

Dlatego, wszystkich znajomych nie zabieram do Gdańska by pokazać Stare Miasto. Zabieram do Gdyni. Na Świętojańską, na Skwer Kościuszki, na Bulwar. Do siebie na Chylonię. Na Stocznię – Czarny Czwartek od 25 lutego w kinach. Bo Gdynia, mimo że tak młoda, ma też swoją historię. Tak samo ważną jak współczesność.

Dlatego, kochana jubilatko, życzę Ci takiego samego rozwoju, dynamizmu, z jakim do tej pory pędzisz. Żeby gdynianom żyło się tak dobrze jak do tej pory. Żeby turyści, jak do tej pory, zachwycali się Twoim pięknem. Rośnij duża!


Tekst po raz pierwszy ukazał się na redakcji Newsweeka 10 lutego 2011 roku, ale że na redakcję już mało osób wchodzi, wrzucam go tutaj, z poprawioną datą urodzin :)