piątek, 24 października 2014

Paris by night, czyli Patrick i Daniel w Mieście Świateł

Kilka dni temu wróciłam z tygodniowego urlopu, na którym, jak już wcześniej pisałam, byłam w Paryżu. Późno, ale primo: trzeba było w końcu odłożyć pieniądze, secundo: trzeba było mieć towarzystwo, tertio: trzeba było mieć porządny powód.
Za pierwszym razem gdy byłam w Paryżu, a było to w grudniu 2011 roku, miałam bardzo porządny powód: Notre Dame de Paris, concerts hommage, z orkiestrą symfoniczną, w Bercy. Byłam, umierałam z zachwytu gdy Daniel Lavoie wydarł się Je t'aimeeeeeeeeee, które zatrzęsło całą halą, czy gdy Bruno Pelletier wyciągał kolejne trudne nuty w Le temps des cathedrales i tak, popłakałam się, całe trzy razy, każdego wieczoru, gdy słyszałam Belle w oryginale.
Byłam wtedy na szczycie Wieży Eiffla, ledwo ale jednak wspięłam się na Notre Dame, widziałam widok z Montmarte i byłam przeszczęśliwa że zobaczyłam Paryż, dzięki absolutnie niesamowitym przyjaciółkom - bo wtedy, będąc studentką, nie mogłabym sama sobie pozwolić na taki wyskok.
Obiecałam że wrócę..
Myślałam, że z tymi samymi osobami, ale życie nam się zmieniło, i gdy ja już zaczęłam pracę, powiedziałam że nie odpuszczę, że już trochę Paryża zaczyna brakować.
Po roku bez wakacji w końcu trzeba było wziąć urlop, jeszcze nawet za zeszły rok. Pieniądze też trochę się odłożyły, więc nie trzeba było aż tak bardzo oszczędzać na bilecie samolotowym.
Tylko powód?
Ano znalazł się bardzo dobry.
Primo: Patrick Fiori. Wiecie bardzo dobrze jak uwielbiam Patricka. No niestety nie udało się zrobić z nim foci, ale .. to następnym razem. Byłam na koncercie Patricka. Słyszałam Choisir i Sans bruit. AAAAAAAA.
<3<3
Znalazł się kolejny powód dla nas - bo pojechałyśmy z Kasią i Agą, czyli dziewczynami poznanymi na... koncercie Bruna w Warszawie! - powodem został pan numer 4 z Notre Dame, czyli jedyny kochany Frollo, Daniel Lavoie. Daniel niedawno wydał album projektowy - La licorne captive z tekstami z mitów i w małej sali teatru paryskiego Europeen przedstawił te piosenki i swoje starsze przeboje .. w tym Belle, na które cała sala westchnęła.
I tym razem... Daniela udało się złapać<3
I jakimś cudem - no dobrze, cudem facebooka, bo wcześniej pisałam do Niego że będę - cher Daniel dał autograf dobrze pisząc moje imię.;-)

Jak już te dwa powody, to trzeci sam się nawinął. Kochamy musicale? Kochamy. A na czego prapremierę pójdziemy do Mogadoru? No, na Le bal des Vampires - czyli Bal wampirów.. którego sponsorem został producent.. pasty do zębów wybielającej. Wampiry mają białe zęby :)

A oprócz muzyki? Paryż jest Paryżem. Czyli Sacre Coeur. Czyli ta kupa żelastwa zwana Wieżą Eiffla. Czyli Notre Dame codziennie. Czyli cudowna pogoda w Jardin du Luxembourg i Jardin du Tuilliers. Czyli z Łukiem lubimy się na deszczowo. Czyli makaroniki z Laduree.

Czyli mogłabym tam mieszkać i szukać płyt w Boulier za 2 euro i książek za 20 eurocentów w Gibert Jaune i przepaść w UGC Cinema oglądając Tu veux ou tu veux pas z Bruelem.
Dałabym radę.
Ale żeby nie stracić uroku tego Miasta, wolę tam po prostu wracać, nie mieszkać. Dlatego wolę zostać w mojej Gdyni.
A z Paryża przywozić oryginalną płytę z Notre Dame za 2,3 euro, 2 Nolwenn, Julie i Patricka i nie wydać więcej niż 10 euro.
Wrócę. W marcu na Julie Z. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz